Nie radzę sobie

Nie radzę sobie, nie potrafię tego ogarnąć. Nie mogę przestać o tym myśleć i wciąż zastanawiam się, jak to będzie za kilka lat. Są takie dni, kiedy mnie to dobija. Nie potrafię sobie z tym poradzić

dorastanie dziecka

Są takie dni, kiedy mam dość wszystkiego, kiedy najchętniej wyszłam bym z domu, trzasnęła drzwiami i udawała, że mnie nie ma.

Są takie dni, kiedy mam dość ciągłego „mamoooo”.

Są takie dni, kiedy mam dość ciągłego sprzątania.

Są takie dni, kiedy mam moja cierpliwość jest na granicy załamania.

Są takie dni, kiedy mam dość kręcenia nosem na przygotowany przeze mnie posiłek.

Są takie dni, kiedy mama dość ciągłych pytań: „a po co, a dlaczego, a czemu” itp.

Są takie dni, kiedy mam dość łagodzenia fochów o wszystko.

Są takie dnie, kiedy…..

Ale są też takie dni, kiedy uśmiech wynagradza mi wszystko.

Są takie dni, kiedy „mamo, kocham Cię” wyciskają mi łzy z oczu.

Są takie dni, kiedy duma mnie rozpiera.

Są takie dni, kiedy wygłupy na podłodze sprawiają, że świat staje się lepszy.

Są takie dni, kiedy małe rączki oplatające szyję poprawiają mi humor.

Są takie dni, kiedy słowa „jesteś najlepszą mamą na świecie” sprawiają, że wiem, że to, co robię ma sens.

Są takie dni, kiedy….

Nie radzę sobie z uciekającym czasem i dorastaniem mojego syna. Pamiętam, jakby to było wczoraj, jak był malutkim, nieporadnym bobasem. Jak śmiał się, płakał i spał. Pamiętam, jak zaczął rozpoznawać członków rodziny, jak zaczął chwytać zabawki, jak zaczął siadać. Pamiętam jego pierwsze kroki.

Pamiętam jego pierwsze słowa, wypowiedziane niewyraźnie. Pamiętam jego pierwsze mama, wypowiedziane świadomie. Pamiętam pierwszego guza i pierwszą chorobę. Pamiętam pierwszego zęba i pierwszą zjedzoną marchewkę.

Pamiętam. Choć mówi się, że pamięć ludzka jest ulotna, ja to wszystko i wiele innych rzeczy pamiętam.

I kiedy patrzę tak na ten ulatujący czas, na to, że z małego dziecka, mój syn przeistacza się w chłopaka, pojawia się smutek.

Choć cieszę się z każdej jego nowej umiejętności, z każdej nowej znajomości i z każdego jego osiągnięcia, nie potrafię sobie poradzić z jego dorastaniem. Wciąż się boję, że tego, co do tej pory zrobiłam, przeżyłam razem z nim jest za mało.

Dziś jeszcze mnie potrzebuje, potrzebuje mojej pomocy, ale w wielu kwestiach zaczyna być już samodzielny. I choć wiem, że to naturalna kolej rzeczy, to jednak mnie to boli.

Najbardziej boję się tego, że czegoś nie zdążymy razem zrobić, czegoś razem nie odkryjemy. Że zamiast wspólnie spędzać czas, coś innego będzie ważniejsze.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że za rok, dwa, koledzy będą ważniejsi ode mnie, że to z nimi będzie chciał spędzać czas. I choć cieszę się z tego, że będzie miał kolegów, z trudnością przychodzi mi zaakceptowanie faktu, że mój mały synek, będzie już dużym chłopcem.

Nie chcę owijać go pępowiną, ale w moim sercu na zawsze będzie małym, kochanym synkiem.

Czas ucieka, przecieka mi przez palce. A ja sobie nie radzę. Nie potrafię znaleźć złotego środka. I boję się, że ten uciekający czas sprawi, że coś pominę, że czegoś nie zdążę zrobić i powiedzieć. Boję się, że będzie o jeden krzyk za dużo i o jeden przytulas za mało.

Nie radzę sobie z tym….

Podobało się? Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial
error

Sprawdź także