Popieram protest nauczycieli. Miałam do czynienia ze szkołą, sama w niej pracowałam. Moja mama jest nauczycielką, więc na co dzień obserwuję jak naprawdę wygląda praca nauczyciela. I ile tak naprawdę wolnego mają nauczyciele. Popieram protest nauczycieli, bo nauczyciele to grupa, której się nie docenia

Popieram protest nauczycieli
Dlaczego nie doceniamy nauczycieli? Ot pracują 4 godziny dziennie, dwa miesiące wakacji, mnóstwo wolnego i za co im się należą pieniądze?
Ano za to, że wychowują nasze dzieci, że uczą ich i spędzają z nimi dużo więcej czasu niż ich właśni rodzice. Ty czasem nie masz do swojego jednego dziecka cierpliwości, a nauczyciel musi mieć cierpliwość do dwudziestki piątki. I każdemu musi wytłumaczyć, poświęcić chwilę na rozmowę.
Nie godzę się na to, żeby o nauczycielach mówiono w tak pogardliwy sposób, jak robią to nasi politycy czy inni ludzie, nie mający nawet grama pojęcia jak wygląda praca w szkole. Nauczyciele mają tak dobrze? Przyjdź do szkoły na jeden dzień i sprawdź czy ich praca jest faktycznie takim rajem nic nie robienia.
Moja mama jest nauczycielem z 35-letnim stażem, uczącym w klasach 1-3. Jest oddana swojej pracy, uczenie to jej pasja. Od małego widzę jak wiele pracy wymaga od niej zawód nauczycielki. Co z tego, że kończy pracę po 4 godzinach? Drugie tyle robi w domu, bo chcąc poszerzyć wiedzę uczniów, przygotowuje im karty pracy, sprawdza sprawdziany, prowadzi dwa dzienniki – ten tradycyjny i elektroniczny.
Kiedy nie zadaje dzieciom pracy domowej na weekend, sama przynosi sobie zeszyty do sprawdzenia czy inne dokumenty do wypełnienia. Do tego rady, szkolenia, spotkania z rodzicami. Wielokrotnie nie wyszła ze szkoły po zakończeniu lekcji, bo karty pracy same się nie skserują, sprawy wychowawcze same nie rozwiążą. W młodszych klasach uczniowie otrzymują świadectwa opisowe, więc po nocach siedzi i tworzy oceny dwudzieste piątce dzieci, a każde unikalne, bo nic nie może się powielić.
Wielokrotnie wracała do szkoły, bo dostała telefon, że jej uczeń narozrabiał na świetlicy. Owszem ma ferie, przerwy świąteczne, wakacje wolne, ale nie wyglądają one tak jak twierdzi wielu ludzi. W ferie zakładała teczki uczniom z problemami dydaktycznymi, dla każdego tworząc plan pracy. W wakacje też kończyła dokumentację szkolną. Po 15 sierpnia musiała być w szkole, bo rady, przygotowania sal itp. Sama mówi, że chciałaby móc wziąć urlop w każdym innym terminie, bo czasem coś ważnego wypadnie albo po prostu chcę się odpocząć. Kiedy Janek miał przedstawienie dla dziadków w przedszkolu, nie mogła na nim być, bo miała lekcje, a przecież dzieci nie zostawi. W innym przypadku wzięłaby urlop godzinowy czy dzień wolny.
Wielu zarzuca nauczycielom, że mają przerwę co 45 minut, tak mają, ale spędzają ją na przerwie, pilnując dzieci. Często nie mają czasu iść do łazienki czy zjeść, bo jeśli podczas przerwy coś stanie się dziecku, odpowiada nauczyciel, który pełnił dyżur.
Do tego dochodzą przecież zielone i białe szkoły, wycieczki, na których jest odpowiedzialna za dzieci 24h na dobę. Musi być stale dostępna dla rodziców, którzy potrafią wydzwaniać do niej nawet wieczorem czy w weekend. Któregoś pięknego dnia, spieszyła się po skończonych lekcjach, bo miała umówioną wizytę do lekarza. Akurat tego dnia jedna z matek, postanowiła porozmawiać o swoim dziecku. Mama ją przeprosiła mówiąc, że teraz nie może, bo się spieszy. Matka zrobiła aferę, bo nauczycielka nie miała dla niej czasu. No tak, bo nauczyciel nie ma prawa mieć swojego życia prywatnego, w końcu ma tyle wolnego….
Moja mama mówi, że w tym całym proteście nie chodzi jej o wyższe pensje, ale chciałaby, żeby jej praca była doceniana, żeby była szanowana. żeby ktoś docenił jej staż pracy, szkolenia, specjalizacje, podyplomówki itp. Żeby ktoś docenił, to co robi na co dzień. A oddaje dzieciom swoje serce.
Popieram protest nauczycieli jako matka
Popieram protest nauczycieli, bo jako matka chcę, żeby mojego syna uczyły osoby dobrze wynagradzane z pasją, lubiące to, co robią. Chciałabym żeby uczyli go specjaliści, wykształceni, z podejściem. Bo jeśli takich osób zabraknie, to nasze dzieci będą uczyły osoby, po dwuletnich dyplomówkach. A wiadomo, że ciemnym narodem łatwo manipulować.
Oczywiście są nauczyciele i „nauczyciele”. Są osoby z pasją i są osoby, które nauczycielami nazwać nie można. Sama na własnej skórze doświadczyłam pracy nauczycielki od matematyki, która w podstawówce traktowała nas jak studentów, rozpisując zadania na tablicy, nie interesując się czy nadążamy za nią. A kiedy ktoś zapytał o co tu chodzi, krzyczała tak, że było ją słychać w świetlicy znajdującej się na parterze. Prawdopodobnie to ona skutecznie zniechęciła mnie do matematyki i sprawiła, że ten przedmiot na każdym etapie kształcenia był prawdziwym koszmarem.
Moja polonistka z liceum, ucząca w klasie humanistycznej, też nie powinna uczyć dzieci. Dla niej liczyła się nie własna interpretacja, a to co było w brykach – wyuczyłeś się bryka na pamięć – miałeś 5. Miałeś własne zdanie – miałeś 3. Długo z nią walczyłam, interweniowała nawet dyrektorka liceum. Ale na maturze obniżyła mi ocenę z wypracowania (zdawałam jeszcze starą maturę). Skąd wiem? Bo polonistka ucząca mojego brata w tej samej szkole, napomknęła mu o tym, że walczyła o moją ocenę na maturze z polskiego.
Z pełną świadomością wybrałam studia nauczycielskie, chcąc uczyć dzieci i z nimi pracować. Ale na moim kierunku było gro osób, którym wydawało się, że nauczyciel to ma tak fajnie. I wiem, że niektóre osoby, zaliczające na tróje egzaminy, bujające się z poprawkami, są teraz nauczycielami. Oczywiście nie chciałabym, aby mój syn trafił na takich nauczycieli.
Ale pamiętam również takich nauczycieli, jak mój pan od geografii z podstawówki, dzięki któremu pokochałam podróże. Jak moja polonistka, dzięki której pokochałam język polski, a każda lekcja była przyjemnością, nawet dla osób, które nie były typowymi humanistami. Pamiętam moją sorkę od angielskiego z liceum – kobieta wymagająca, ale dzięki niej nauka angielskiego to była czysta przyjemność. A jeśli ktoś czegoś nie mógł zrozumieć czy się nauczyć, potrafiła znaleźć na każdego sposób. Pamiętam moją nauczycielkę historii z podstawówki, która wielu z nas zaraziła historyczną pasją, dzięki jej lekcjom, w liceum nie miałam problemów z historią, maturę zdałam na piątkę i nawet dostałam się na studia historyczne.
Pamiętam wielu doskonałych i tych mniej doskonałych nauczycieli. Każdy z nich miał wielki na mnie wpływ, ukształtował mnie. Dlatego uważam, że nauczyciele, zwłaszcza ci najlepsi powinni być dobrze opłacani, powinni dobrze zarabiać. To oni kształtują przyszłe pokolenia, to oni mają wpływ na to, jak nasze dzieci postrzegają świat.
Może nie od razu powinni dostać 1000 zł, bo na pewno wielu na taką podwyżkę nie zasługuje. Ale podwyżka im się należy. I zmiana w rekrutacji na studia. Skoro policjanci muszą przejść testy psychologiczne, przed dostaniem się do szkoły policyjnej, czemu przyszli nauczyciele nie mieliby takich odbyć?
Oczywiście to tylko pomysł. I mimo, że miałam do czynienia z wieloma nauczycielami i tymi dobrymi i tymi gorszymi, to uważam, że ich protest jest potrzebny. Bo naprawdę chcemy, aby dobrzy nauczyciele odchodzili, a na ich miejsce przychodziły „zapchajdziury”, który wybrały pedagogiczny kierunek studiów, bo nie mieli pomysłu na siebie? Czy naprawdę uważamy, że nauczyciele piją tylko kawę? A może takie postrzeganie nauczycieli wynika z faktu, że tego typu skrajne postawy są nagłaśniane? Uważam, że nauczyciele powinni upomnieć się wreszcie o swoje.
A o egzaminy możemy być spokojni, bo mimo wszystko dla nauczycieli dobro uczniów jest ponad ich własne.