Bal szalonych kobiet – kiedy kobiecość okazuje się szaleństwem

Bal szalonych kobiet to tylko z pozoru książka o zakładzie dla kobiet, cierpiących na histerie. To książka, która pokazuje, jak kiedyś „leczono” nerwicę, histerie, depresję. Jak łatwo przypisywano kobietom te schorzenia i wysyłano do ośrodków, by zniknęły innym z oczu. Choć nie zawsze kobiety faktycznie były chore, czasem po prostu chciały być wolne…

bal szalonych kobiet

Zamknięte zakłady lecznicze wypełnione szalonymi pacjentkami budziły strach, ale i fascynację. W końcu, aby tam trafić nie zawsze trzeba było przejawiać oznaki obłędu. Wystarczał konflikt rodzinny, niezgoda na panujące normy społeczne. W dodatku w XIX wieku za obłąkanie mogły uchodzić choroby neurologiczne, niepełnosprawność umysłowa, ekscentryczność, „złe prowadzenie się” czy porywczość charakteru. Kobiety były szanowane tylko wtedy, gdy żyły według przyjętych przez mężczyzn norm.

Nie inaczej został opisany szpital psychiatryczny w książce Bal szalonych kobiet. Victoria Mas zabiera czytelnika w literacką podróż po XIX wiecznym Paryżu. Na ulicach królują dorożki, kobiety przechadzają się w pięknych sukniach, a wieża Eiffla ma dopiero powstać. Niepokorne i szalone Francuzki zsyłano do Salpêtrière – szpitala psychiatrycznego, gdzie triumfy w psychiatrii święcił Jean-Martin Charcot. Lekarz, który sławę zdobył dzięki publicznym pokazom hipnozy, podczas której wywoływał u pacjentek napady histerii.

„Kobieta sprzeciwiająca się niewierności męża zostaje zamknięta w szpitalu tak samo jak nędzarka odkrywająca łono na oczach przechodniów; czterdziestolatka, która afiszowała się z mężczyzną o dwadzieścia lat młodszym, zostaje zamknięta za rozwiązłość równocześnie z młodą wdową skazaną na szpital przez teściową, ponieważ okazywała zbyt dużą melancholię po śmierci małżonka. Wyrzuca się na margines każdą, która narusza porządek społeczny. Szpital dla umysłowo chorych jest przeznaczeniem wszystkich, których wrażliwość nie odpowiada otoczeniu. Więzienie czeka każdą, która zawiniła w tym, że miała swoje zdanie.”

Bal szalonych kobiet – moja opinia

Mimo że akcja „Balu szalonych kobiet” rozgrywa się w mieście miłości, przedstawionej historii daleko do romantycznych uniesień. Oddział psychiatryczny szpitalu Salpêtrière był świadkiem ogromu cierpienia i naiwnych nadziei. W dziewiętnastym wieku psychiatria dopiero raczkowała, zatem można się domyślić, że wiele pacjentek było leczonych w sposób eksperymentalny. Niektóre opisy sprawiły, że włos jeżył się na głowie, tym bardziej że ta fikcyjna powieść opiera się na prawdzie historycznej.

Szpital Salpêtrière widział wiele. Aż do momentu, kiedy kolejną z pacjentek staje się Eugènie, córka znanego i cenionego notariusza. Rodzina wyrzeka się jej, ponieważ dziewczyna twierdzi, że widzi zmarłych i rozmawia z nimi. W szpitalu poznaje wiele kobiet, które zostały tam umieszczone wyłącznie na życzenie mężczyzn. Tych, którzy je krzywdzili, tych, którzy kompletnie nie liczyli się z ich zdaniem, tych, którym nie pasowało, że są takie, a nie inne. Zbyt odważne, a może zbyt nieśmiałe? Za mało chętne, a może wręcz za bardzo? Bez zbędnych ceregieli pozbywali się ich jak śmieci, nadając status wariatek, z którymi nikt nie chciał mieć już nic wspólnego…

Książka napisana jest bardzo ciekawie, a język używany przez autorkę jest nie tylko plastyczny, ale i prosty. Tak naprawdę już od pierwszych stron przenosimy się do Paryża i jesteśmy w stanie odczuć to całymi sobą.
Fabuła „Balu szalonych kobiet” jest nie tylko ciekawa, ale na swój sposób urzekająca. Porusza wiele wątków i powala nam poznać traktowanie kobiet w tamtych czasach. Momentami odnosiłam wrażenie, że nawet w XXI wieku wiele się nie zmieniło, a wnioski jakie wyciągnęłam z książki są nie tylko intrygujące, ale i na swój sposób przerażające.

Bal szalonych kobiet bardzo mnie poruszyła. Przeszyła na wskroś ogromem krzywd i niesprawiedliwości, których doświadczały paryskie kobiety w 1885 roku. To książka mocno feministyczna. Wielkie wrażenie zrobiły na mnie opisane przez autorkę czasy. Czasy, w których wystarczyło być kobietą, by zostać uznaną za obłąkaną i trafić do szpitala dla wariatek. Trafiały tam te, które się awanturowały. Te, które były zbyt nieśmiałe. Prostytutki i te, które zbyt mocno rozpaczały po utracie męża. Te, które sprzeciwiały się mężom czy ojcom. Nadmiernie pobożne, nerwowe, te, które wyrażały się zbyt śmiało. Trafiały tam głównie oddawane przez mężczyzn i z powodu mężczyzn, stając się ofiarami kolejnych mężczyzn – tym razem tych, którzy mienili się lekarzami, traktując kobiety jak doświadczalne zwierzątka czy dziwolągi do pokazywania.

Dla mnie Bal szalonych kobiet, to przede wszystkim książka o uwolnieniu i lekkości, jaką daje możliwość wyrażenia swojego zdania i siebie. O uczuciu wypełniającym tych, którzy zdobyli się na odwagę bycia sobą. Która to odwaga nie krzywdzi innych ale innym uświadamia, jak marni są. I jak ci marni wolą zniszczyć piękno w innych zamiast poszukać go w sobie.

Bal szalonych kobiet to klimatyczna, wciągająca, wyważona, a jednak uderzająca w ciekawe struny książka. Mam wrażenie, że może umknąć uwadze w gąszczu nowości, a jest to jedna z lepszych książek, jakie czytałam w tym roku.

Więcej nowości znajdziecie na stronie TaniaKsiązka.pl

Podobało się? Podziel się

8 odpowiedzi na “Bal szalonych kobiet – kiedy kobiecość okazuje się szaleństwem”

  1. Jak dobrze, że dożyliśmy czasów, gdzie możemy mieć swoje zdanie bez udziału mężczyzn, chociaż nie.. Nasz rząd próbuje nam te prawa pozabierać.

  2. Nie zwróciłabym na nią uwagi, gdyby nie Ty. Na pewno przeczytam, bo może to być wyjątkowa pozycja na tle innych książek.

  3. Ta książka na pewno wyróżnia się na tle innych pozycji, jest zupełnie inna i oryginalna, a tego nam trzeba.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial
error

Sprawdź także