Cisza w sieci też mówi. Dlaczego warto zauważyć, kiedy dziecko „milczy” online?

Jak rozpoznać cyberprzemoc u dziecka? Przyznaję się bez bicia – przez długi czas myślałam, że jeśli moje dziecko nie zgłaszają żadnych problemów, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Życie w internecie? Przecież to naturalne. Trochę Instagrama, trochę TikToka, wiadomości do znajomych na Messengerze czy Discordzie – niby standard. Kiedy moje dziecko milczało, myślałam: OK, pewnie nie ma o czym mówić. Ale z perspektywy czasu widzę, że wtedy, kiedy najbardziej potrzebowało pomocy, milczało właśnie dlatego, że nie potrafiło ubrać tego w słowa.

Jak rozpoznać cyberprzemoc u dziecka?

W pewnym momencie zaczęłam zauważać drobiazgi. Telefon trzymany ekranem do dołu, szybkie wyłączanie aplikacji, kiedy wchodziłam do pokoju, coraz mniej śmiechu przy oglądaniu memów. Z pozoru nic wielkiego, ale intuicja zaczęła szeptać: coś jest nie tak. I jak się później okazało – miała rację. Jak rozpoznać cyberprzemoc u dziecka?

Nie każde dziecko powie wprost: „mam problem”

Dzieci nie mówią o wszystkim. I nie dlatego, że chcą coś przed nami ukryć. Czasem naprawdę nie wiedzą, że dzieje się coś złego. Czasem nie chcą nas martwić. A czasem zwyczajnie się boją – że zareagujemy złością, że odbierzemy im telefon, że ich zawstydzimy. To, co dla nas – dorosłych – jest oczywiste (np. że nie wolno tolerować hejtu, że trzeba blokować natrętne osoby), dla dziecka może być zbyt skomplikowane emocjonalnie. I zamiast przyjść z tym do rodzica, ono się wycofuje.

Cisza staje się sposobem na radzenie sobie. A raczej: na nieradzenie sobie. Bo jeśli dziecko doświadcza cyberprzemocy, presji grupy rówieśniczej, wykluczenia z rozmów czy nawet prób uwodzenia przez dorosłych (czyli tzw. groomingu), to bardzo często nie potrafi tego zrozumieć ani tym bardziej nazwać. Zamiast więc mówić: mamo, coś się dzieje, zaczyna znikać. Dosłownie i w przenośni.

Jak rozpoznać cyberprzemoc u dziecka?„Cisza” w sieci to nie zawsze spokój

Kiedy dziecko nagle przestaje być aktywne w mediach społecznościowych, nie komentuje, nie udostępnia, nie reaguje – łatwo pomyśleć: nareszcie oderwało się od ekranu, super!. Ale to może być tylko jedna strona medalu. Czasem to wycofanie wynika z przeciążenia, wstydu, stresu lub po prostu poczucia, że „i tak nikt mnie nie rozumie”.

Z drugiej strony równie niepokojące mogą być skrajności – dziecko, które dotąd korzystało z internetu umiarkowanie, nagle zaczyna przesiadywać do późna w nocy na komunikatorach, intensywnie sprawdza powiadomienia, trzyma telefon przyklejony do ręki i staje się rozdrażnione, gdy go odłożysz. Te skoki – w jedną lub drugą stronę – to sygnały. One mówią o zmianie. A zmiana zawsze czemuś służy – i warto zapytać: czemu dokładnie?

Technologia może pomóc – jeśli jest dobrze wykorzystana

Nie jestem fanką pełnej inwigilacji. Sama mam alergię na aplikacje, które „czytają” wiadomości mojego dziecka lub blokują każdy podejrzany link. Ale przekonałam się, że są narzędzia, które działają zupełnie inaczej – bardziej subtelnie, z szacunkiem, ale skutecznie. Nie pokazują treści prywatnych rozmów, tylko analizują wzorce zachowań. Jeśli dziecko nagle przestaje korzystać z Messengera, zmienia tryb działania w sieci, ma trudności z koncentracją, zaczyna pisać wiadomości w nocy – algorytm to zauważy.

I nie chodzi o to, żeby wszystko zgłaszać jako problem. Ale o to, by rodzic dostał sygnał: hej, tu coś się zmieniło, może warto porozmawiać. Bo przecież jako mamy nie możemy być przy dzieciach 24/7. Nie jesteśmy w stanie śledzić każdego trendu na TikToku, każdego nowego slangu. Ale możemy mieć sprzymierzeńca – technologię, która nie zastępuje rozmowy, ale pomaga ją zacząć.

Jesteś rodzicem – nie musisz być ekspertem

Bolesław Michalski, doradca ds. cyberbezpieczeństwa dzieci i młodzieży, powiedział ostatnio bardzo ważną rzecz: Rodzic nie musi być informatykiem, programistą ani specjalistą od mediów społecznościowych. Musi być uważny. To wystarczy, żeby stać się wsparciem, a nie tylko strażnikiem.

I właśnie o to mi chodzi. Żebyśmy nie wpadali w pułapkę nadzoru. Żebyśmy nie stali się „policją internetową” dla naszych dzieci. Bo one nie potrzebują śledzenia – tylko obecności. Rozmów, uważności, sygnałów: jestem obok, możesz mówić.

Profilaktyka to nie jest tylko instalowanie aplikacji czy blokowanie treści. To przede wszystkim reagowanie na znaki. Na ciszę. Na zmęczenie. Na unikanie. Bo to często one mówią więcej niż sto wiadomości na czacie.

Nie przegap momentu, kiedy Twoje dziecko przestaje czuć się bezpieczne

Na koniec – coś, co naprawdę mnie porusza. Dziecko, które nie czuje się bezpieczne, rzadko to powie. Raczej się wycofa. Zniknie z ekranu. Przestanie się odzywać. A rodzic pomyśli: dorasta, ma swoje sprawy.

Właśnie dlatego tak ważne jest, żeby monitorować nie tylko to, co dziecko robi w sieci – ale też to, czego przestaje robić. Milczenie, brak aktywności, nagła zmiana w zachowaniu – to wszystko są informacje. Może niewyrażone słowami, ale równie ważne. I czasem to one są pierwszym i jedynym ostrzeżeniem, jakie dostajemy.

Nie musisz znać każdego skrótu z Instagrama ani wszystkich funkcji Snapchata. Ale jeśli zauważysz, że coś się zmienia – zrób pierwszy krok. Zapytaj. Bądź. I pokaż, że jesteś gotowa usłyszeć nawet wtedy, gdy dziecko milczy.

Zobacz także:

Podobało się? Podziel się

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Social media & sharing icons powered by UltimatelySocial
error

Sprawdź także