W dzisiejszych czasach małżeństwo wyszło z mody, jest passe. Wiele osób nie decyduje się na zawarcie związku małżeńskiego, bo uważają, że papierek do szczęścia nie jest im potrzebny. Mimo to nadal wiele par decyduje się na zawarcie związku małżeńskiego. Jaki jest przepis na sukces?

10 lat temu powiedziałam sakramentalne TAK, po 3 latach narzeczeństwa i 4 latach „chodzenia”. W siódmym roku bycia parą, roku o którym mówi się, że przynosi kryzys w związku, postanowiliśmy się pobrać, by iść przez życie razem, na dobre i na złe, w chorobie i zdrowiu, w szczęściu i nieszczęściu.
Zanim dojrzałam do decyzji o zamążpójściu, podchodziłam do małżeństwa jako do czegoś, co nie jest mi potrzebne do szczęścia. „Przecież papierek nie da mi gwarancji na szczęście” – myślałam. Mój mąż już po dwóch latach, chciał mi się oświadczyć, ale powiedziałam mu wtedy, że „chce szaleć, jestem młoda, gary, pranie gaci to nie dla mnie”. Teraz to wiem – byłam głupia! Wydawało mi się, że małżeństwo mnie ograniczy, nie pozwoli realizować moich pasji, sprawi, że będę tylko żoną. Dlaczego tak myślałam? Nie wiem. Patrząc z perspektywy nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie chciałam wychodzić za mąż w wieku 22lat. Dziś wiem, że bardzo się myliłam, bo małżeństwo w niczym mnie nie ograniczyło, a mężczyzna, który jest u mojego boku to największe szczęście, które mnie spotkało!
Jesteśmy ze sobą bardzo długo, znamy się na wylot i choć czasami jest ciężko, kłócimy się, złościmy się, to wiem, że chcę się z tym właśnie, nie żadnym innym, zestarzeć! Mogę na niego liczyć w każdej sytuacji. Ale nie jest tak, że tylko ja coś otrzymuje. Podstawa związku to obopólne zaangażowanie, wspieranie i nie ograniczanie drugiej osoby. Mamy do siebie pełne zaufanie i pozwalamy drugiej osobie realizować jego pasje.

Jaki jest nasz przepis na udane małżeństwo?
Rozmowa i słuchanie siebie nawzajem. Jestem z tych, którzy lubią gadać i w zasadzie rzadko buzia mi się zamyka. Mój mąż z kolei to typ małomówny. Jednak rozmowa to podstawa naszego związku. Rozmawiamy dużo, na różne tematy, nie tylko o tym jak zdobyć dodatkowe pieniądze na opłacenie dodatkowych zajęć naszego syna, nowy dom czy samochód. Mówimy sobie, co czujemy, jakie są nasze potrzeby. Jednocześnie jedno, drugiego słucha. Ja mam coś do powiedzenia, ale też bardzo chcę usłyszeć, co ma do powiedzenia mój partner. Czym innym są dwa monologi, czym innym dialog.

A co jeśli nie potrafimy mówić o emocja, od tak sobie? Wówczas z pomocą przychodzi Gra w Relacje. Czym jest ta gra? To sześćdziesiąt karta, które pomagają rozmawiać. Ale nie jest to zwykła rozmowa o pogodzie, to rozmowa na tematy, które do tej pory były przemilczane lub zsuwane na dalszy plan. Gra pozwala w miły i przyjazny sposób rozmawiać o emocjach, o trudnych, ale jakże ważnych sprawach. Gra pomoże przypomnieć parze, dlaczego jest razem, bez względu na to, czy to pierwsza randka, czy związek trwa już wiele lat. Karty pomogą wejść w interakcję ze swoim partnerem i być bliżej, niż kiedykolwiek. Gra stanowi rodzaj flirtu pomiędzy partnerami. Pozwala porozmawiać o tematach tabu. Przyznam szczerze, że podczas gry wspólnie z mężem, dowiedziałam się o nim kilku naprawdę ciekawych rzeczy. Wydawać by się mogło, że po 10 latach małżeństwa wiemy o sobie wszystko. Okazało się, że jednak nie do końca.

Kompromis. Nie zawsze się zgadzamy, często mamy odmienne zdania. Jednak przez tyle lat udało nam się dopracować różne kompromisy. Staramy się zrozumieć siebie nawzajem, poznać intencje, nazwać rozbieżności. Jeśli nie ma możliwości kompromisu, ustalamy przynajmniej protokół rozbieżności. Następnym razem od niego właśnie zaczynamy rozmowę.
Wspólne pasje. Praca, obowiązki, nerwy i stres… To wszystko nie sprzyja utrzymaniu romantycznego nastroju w związku. Warto odnaleźć wspólne pasje, które możecie razem realizować. W naszym przypadku jest to siatkówka – obydwoje ją uwielbiamy, niejako poznaliśmy się na meczu. Razem kibicujemy naszej drużynie, oglądamy mecze w telewizji. Lubimy podobne gatunki filmów i seriali, dzięki czemu nie musimy się „zmuszać” do oglądania tego, co drugie lubi.
Wspieranie współmałżonka. Nie ograniczam mojego męża, on nie ogranicza mnie. Wzajemnie się wspieramy w każdym aspekcie. Ufamy naszym wyborom. Kiedy mąż postanowił rozkręcić własny biznes i więcej go nie było w domu, niż był (zresztą do teraz tak jest 🙂 starałam się go wspierać w realizacji jego celów. Zresztą mąż wspiera również mnie. To dzięki niemu podjęłam ostateczną decyzję o założeniu bloga, a on jest najwierniejszym jego czytelnikiem. Mamy do siebie pełne zaufanie. Mówimy sobie o wszystkim, nie mamy przed sobą tajemnic. Dzięki temu nie wkrada się w nasz związek zazdrość czy zwątpienie w drugą osobę.
Sprawiedliwy podział obowiązków. Wychodzę z założenia, że mieszkając pod jednym dachem warto o tą przestrzeń dbać wspólnie. Każde z nas ma swoje obowiązki. Ja przygotowuję śniadanie, obiad czy kolację, a mąż zmywa. Ja myję podłogi, wycieram kurze, sprzątam łazienkę, mąż odkurza, wynosi śmieci, robi zakupy. W jego rękach są wszelkie naprawy itp. Pomagając sobie wzajemnie nie tylko dążymy do wspólnego celu, ale i doceniamy wartość swojej pracy.
Największym sekretem udanego małżeństwa jest zaakceptowanie wad partnera. Akceptacja zalet jest prosta, natomiast pokochać to, co w małżonku nie jest do końca dobre, to największe wyzwanie. Chrapanie, rzucanie skarpet pod łóżko, zostawianie chusteczek w każdym zakamarku – mogą naprawdę irytować, ale czy rzutują na całą osobowość tego, którego kocham? Nie! Kocham go, za to jaki jest – razem z jego zaletami i wadami. On jest milczkiem, ja gadułą, on bałaganiarzem, ja pedantką, on na wszystko ma czas, ja chcę wszystko na już, on dokładny perfekcjonista, ja osobowość ze słomianym zapałem – w wielu aspektach jesteśmy swoim przeciwieństwem. Ale dzięki temu stanowimy doskonałe uzupełnienie. Wszak przeciwieństwa się przyciągają 🙂