Szkoła ma uczyć, ale też wychowywać. Tyle w teorii, ale czy praktyka wygląda już tak dobrze? Oczywiście odpowiedź może być tylko jednoznaczna i brzmi: „nie”. Nie oznacza to wcale, że jest aż tak źle. Warto więc zastanowić się, czy kierunek, jaki obiera, jest w pełni słuszny. Porozmawiajmy o zaletach i wadach szkolnictwa i to bez wątku politycznego.

Nadmiar jest niewskazany
Cóż, jeżeli przyjrzycie się programowi nauczania, to możecie stwierdzić, że jest bardzo, ale to bardzo przepełniony. Dzieci muszą znać tak wiele dat, wzorów czy też zasad fizycznych, że zwyczajnie można odnieść wrażenia, że ich nauka opiera się na ćwiczeniu pamięci, bo jakby mało tego wszystkiego było, to dochodzi jeszcze uczenie się wierszy na pamięć. Niestety takie podejście absolutnie nie jest dobre, bo jak pokazały egzaminy dzieciaki mają problem z myśleniem i największą trudność sprawia im analiza i interpretacja. A co z lekturami? I tutaj można wiele negatywnych myśli wypowiedzieć. I w tym temacie nie jest ani dobrze, ani nawet średnio. Ktoś może powiedzieć, że to wina aktualnego ministra, ale prawda jest taka, że kilka czy kilkanaście lat temu wcale nie było lepiej. Pomyślcie tylko o „Antku” czy „Janku Muzykancie”. Zakończenie tych książek było brutalne i zdecydowanie nieodpowiednie dla małych dzieci. Można więc powiedzieć, że program nauczania nie był dobry i nie jest dobry, a co będzie w przyszłości można się tylko domyślić, choć chyba każdy zna odpowiedź.
Kadra – chaos i protesty
Nauczyciele kształtują uczniów i liczy się dla nich ich dobro – cóż brzmi pięknie, a rzeczywistość jest jak zwykle inna. Pomyślcie tylko co było parę lat temu, czyli słynne i głupie protesty. Kto na nich najbardziej ucierpiał? Oczywiście uczniowie, bo nie wiedzieli czy w ogóle zostaną klasyfikowani, ani czy będą mogli podejść do egzaminów. A przecież czekała ich rekrutacja do szkół ponadpodstawowych. Wiadomo jak to się wszystko skończyło, ale jednak niesmak pozostał. Nie można powiedzieć, że każdy nauczyciel wtedy zachował się źle, bo jednak byli tacy, którzy pomagali uczniom i jasno stwierdzili, że dzieci nie mogą na tym ucierpieć. Ale byli oni w mniejszości. Rozumiemy, że każdy chce godnie zarabiać, ale czy można dokonywać szantażu i szkodzić dzieciom? Przecież to one często najbardziej nie radziły sobie z tą sytuacją.
Duży wybór i wiele możliwości
Rekrutacja do szkół ponadpodstawowych pokazała, że nadal są uczniowie, którzy mają ambicje i to nawet w sytuacji, gdy pandemia wymogła konieczność nauczania online. Ale prawda jest taka, że dzieci, które chciały się uczyć i przygotowywać do egzaminów miały taką możliwość, a do tego jeszcze mogły korzystać z wielu pomocy naukowych, choćby w formie repetytoriów. Ale jednak część z nich raczej do nauki zdalnej podeszła z rezerwą, co pokazały wyniki egzaminów ósmoklasistów czy też egzaminów maturalnych. Tak naprawdę dzieci na naukę miały więcej czasu, zaś sama nauka zdalna nie była dla nich bardzo uciążliwa, a jednak nie skorzystały z możliwości nadrobienia zaległości. Jednak kogo to jest wina?
Jak wygląda nauczanie w szkole?
Można powiedzieć, że kadra jest wyedukowana, w końcu aby zostać nauczycielem trzeba skończyć studia. Ale poza wiedzą trzeba mieć też podejście do dzieci i empatię. W końcu poza uczeniem nauczyciel powinien służyć pomocom swoim uczniom. Do tego podmiotowe traktowanie – ono również jest bardzo ważne. A jak to wygląda naprawdę? Cóż, wszystko zależy od nauczyciela. Jednak warto zdawać sobie sprawę, że większość młodej kadry rzeczywiście uczy i szanuje uczniów, a niestety nadal wśród starszych nauczycieli zdarzają się tacy, którzy i o uczeniu i o pedagogice nie mają pojęcia. Damy Wam przykład. W jednej ze szkół dwie lekcje historii odbywały się pod rząd i nauczyciel przez całe dwie godziny lekcyjne i jeszcze przerwę dyktował uczniom swoje notatki, które miały już lekko licząc 20 lat. Czy dzieci czegoś się nauczyły? Jasne, że nie!
Szkoła jest niedoinwestowana. Można tak powiedzieć, ale też trudno inwestować w kadrę, jeżeli dzieci uczą się coraz gorzej, choć poziom jest coraz niższy. Można powiedzieć, że przecież to nie jest winą nauczycieli, że prawie 25% maturzystów oblało matematykę. Ale przecież to nauczyciele ich dopuścili do matury. I tym niezbyt optymistycznym akcentem kończymy rozważania na temat edukacji i szkolnictwa.