Od miesiąca jesteśmy zamknięci w domach. Nasze kontakty społeczne zostały mocno ograniczone. W zasadzie możemy zapomnieć o jakiejkolwiek swobodzie. Nasze życie towarzyskie przeniosło się do internetu. Jesteśmy zamknięci w czterech ścianach i powoli zaczynamy mieć wszystkiego dość….

Kwarantanna z powodu koronawirusa – mocno nadszarpnęła moje zdrowie psychiczne. Czuję się jak zwierzę zamknięte w klatce. Oczywiście – mam swoje podwórko, na które mogę wyjść i legalnie pooddychać świeżym powietrzem. Moi rodzice mieszkają blisko nas – w zasadzie przez płot, więc ich widuję. Mimo, to czuję, że dokonano swoistego zamachu na moją wolność. Mam wrażenie, że narracja strachu zaczyna coraz mocniej się wokół mnie zaciskać. A niepewność, co wolno a czego nie wolno, kiedy będzie można wrócić do względnej normalności, powoduje, że człowiek sam nie wiem, co ma dalej ze sobą robić.
Co by nie mówić, kwarantanna z powodu koronawirusa wiele mi odebrała, ale też sprawiła, że wiele się nauczyłam i wiele dowiedziałam o mojej rodzinie.
Kwarantanna z powodu koronawirusa – czego mnie nauczyła
Cieszę się codziennością
Kwarantanna z powodu koronawirusa odkryła przede mną wiele rzeczy, których nie dostrzegałam. Sprawiła, że zaczynam doceniać małe rzeczy, cieszę się codziennością. Doskonale pamiętam, jak pojawiła się wiadomość o tym, że zamykają przedszkola, szkoły, a nasze kontakty społeczne mają zostać ograniczone do minimum. Z dnia na dzień, nasza wolność i to do czego się przyzwyczailiśmy została nam zabrana. Musieliśmy zamknąć się w domu i zapomnieć o naszych dotychczasowych rozrywkach.
Kwarantanna z powodu koronawirusa pokazała mi, że codzienność, to co mamy tu i teraz jest ważne. Z tych małych rzeczy musimy się cieszyć. Jesteśmy zdrowi, mamy siebie nawzajem, mamy blisko rodziców czy podwórko, na które możemy wyjść. Takie małe rzeczy, a bardzo cieszą.
Na nowo zakochałam się w moim mężu
Tak, kwarantanna pozwoliła mi spojrzeć na mojego męża, z zupełnie innej perspektywy. Zamknięcie w domu zmusiło nas do nauki od nowa, jak razem żyć. Do tej pory przed 8 żegnaliśmy się buziakiem i widzieliśmy się dopiero po 9-10 godzinach. Mąż pracując w nieruchomościach, często spotkania miał po południami i do domu wracała koło 19, a nawet 20. Siłą rzeczy wiele obowiązków spadało na mnie, a my tak naprawdę spędzaliśmy ze sobą 3-4 godziny w ciągu dnia.
Dlatego tak doceniałam weekendy czy wspólne wyjazdy, kiedy mogliśmy się sobą nacieszyć. Odkąd jesteśmy zamknięci w domu, widzę, jak mój mąż się stara, aby kwarantanna z powodu koronawirusa przebywała spokojnie, bez większych zgrzytów. Przejął całkowicie obowiązek robienia zakupów, bardzo dużo robi w domu, sprząta, a nawet czasem zdarzy mu się coś ugotować.
Z naszej relacji poznikały ciche dni, oboje staramy się ze sobą przegadać każdy problem, aby tylko nie powodować niepotrzebnych napięć i kłótni. Na nowo jesteśmy razem, jeszcze silniejsi w swojej miłości. Bo przed kwarantanną, czasem miałam wrażenie, że jesteśmy obok siebie.
Choć to ja najczęściej wychodzę z pomysłami na wspólne zabawy, on bardzo chętnie w nich uczestniczy. Przyznaję, patrząc na jego stoicki spokój, zaangażowanie i opiekuńczość, mogę powiedzieć, że na nowo się w nim zakochałam.
Dostrzegłam, że mój syn to jeszcze dziecko
Brzmi paradoksalnie. Bo jak można uznać, że prawie sześciolatek jest już dorosły? Do tej pory mój syn był bardzo samodzielny, zresztą nadal jest. Potrafi sam się umyć, sam się ubrać, a nawet sam przygotować sobie tosty na kolację. Sam się pakuje na trening, pamięta o tym, kiedy ma trening, a kiedy angielski, sam przypomina mi o ćwiczeniach logopedycznych.
Miałam wrażenie, że mój syn, przez swoją samodzielność, jest już duży i miałam poczucie, że coraz mniej mnie potrzebuje. Jednak kwarantanna pokazała, mi, że to wciąż małe dziecko, które potrzebuje matczynej opieki. Na co dzień dostawał ode mnie mnóstwo miłości, przytulasów, uśmiechów, całusów. Ale widzę, że teraz potrzebuje ich znacznie więcej. Potrzebuje mojej pomocy, bo to jeszcze dziecko, które nie radzi sobie z emocjami związanymi z kwarantanną, z zamknięciem w domu, z niemożliwością spotkania się z przyjaciółmi.
Kwarantanna uświadomiła mi, że nawet jeśli dzieci nie okazują tego, to cała sytuacja ich przerasta i bez naszej pomocy nie będą w stanie sobie z tym poradzić. Od początku rozmawiałam z Jankiem o koronawirusie, o potrzebie izolacji od innych, o tym czym jest społeczna kwarantanna i po co nam ona jest. Wydawało mi, że wszystko rozumie, w końcu to duży chłopiec. Jednak kiedy zaczęły mu się śnić koszmary, a w nich koronawirus, który już nigdy nie pozwoli nam wyjść z domu, uświadomiłam sobie, że siedzą w nim wielkie emocje, które potrzebują rodzicielskiej troski i pomocy w rozładowaniu ich.
Planuję posiłki z wyprzedzeniem
Ograniczona swoboda z chodzeniem do sklepu, sprawiła, że nauczyłam się planowania posiłków. Co prawda, w czasach przed koronawirusem robiliśmy zakupy raz w tygodniu, jednak często coś jeszcze dokupowaliśmy w międzyczasie. Teraz zaczęłam planować posiłki na kilka, kilkanaście dni na przód. Planuję śniadania, obiady i kolację. Planuję przekąski. Początkowo nie było to łatwe, ale teraz potrafię sobie rozpisać, co będę gotowała i przygotować pod to listę zakupów. Taka umiejętność pozwoliła mi znacznie zredukować liczbę wyjść do sklepu.
Dodatkowo gotowanie zaczęło sprawiać mi taką samą frajdę jak kiedyś. Zawsze lubiłam gotować, spędzać czas w kuchni. Jednak wraz z pojawieniem się dziecka, tego czasu na stanie w kuchni było znacznie mniej. Z drugiej strony mnie też nie chciało stać się przy garach. Kwarantanna sprawiła, że mam więcej czasu na eksperymenty. Nigdy nie powiedziałabym, że będzie mi się chciało wstawać rano, by upiec świeże bułeczki na śniadanie czy upiec ciasto. Nie myślałam, że gotowanie nawet prostego spagetthi będzie sprawiało, że będę czuła się niczym master chef.
Zwolniłam
Praca, dom, praca, dom, praca, dom itd. – tak mniej więcej wyglądały moje dni do tej pory. Wciąż gdzieś pędziłam, gdzieś się spieszyłam. Chcąc wygospodarować czas na zabawę z Jankiem, musiałam wiele rzeczy robić w biegu. Odkąd jesteśmy na kwarantannie, nauczyłam się żyć w wersji slow.
Nie planuję już niczego co do minuty. Robimy to na co mamy akurat ochotę. Oczywiście muszę pracować, ale mam możliwie robić to zdalnie i w zasadzie to ode mnie zależy czy teksty napiszę rano, w południe czy wieczorem.
Staram się wprowadzić w życie czas dla pracy, czas dla rodziny, ale i czas dla siebie. Nawet te 15 minut, kiedy robię sobie maseczkę, peeling czy po prostu biorę długi prysznic pozwalają mi odetchnąć i naładować baterie. Zaczęłam dbać nie tylko o potrzeby mojego męża czy syna, ale również i swoje. Zwłaszcza o potrzeby psychicznego resetu.
Nie pędzę przed siebie, cieszę się tym, co jest tu i teraz. I daje mi to wielką satysfakcję. Nie przejmuję się tym, na co nie mam wpływu.
Kwarantanna wiele mi zabrała, ale też wiele nauczyła. Pozwoliła mi popatrzeć na moje dotychczasowe życie z pewnej perspektywy, a co za tym idzie sprawiła, że na nowo odnalazłam siebie.
fot. www.lukaszpeksyk.pl