Zdrowia, szczęścia, pomyślności – takie życzenia usłyszymy już za kilka dni. Składając życzenia najczęściej mówimy utarte frazesy. A zastanawiałeś się co by się stało, gdybyśmy składali sobie najbardziej szczere życzenia na jakie nas stać? Ja obstawiam, że wiele z osób obraziłoby się na śmierć

Składając życzenia staramy się, by zabrzmiało to jak najbardziej neutralnie. Przecież nie wypada komuś życzyć, żeby wreszcie wziął się za siebie i zgubił kilka kilogramów, czy kupił nową garsonkę, bo w tej od 20 lat przychodzi na rodzinne impresy. Nie oszukujmy się składanie życzeń, to zadania bardzo kłopotliwe i wstydliwe. Z jednej strony chcielibyśmy być oryginalni, ale z drugiej nie chcemy przecież nikogo urazić.
Dlatego dziś postanowiłam, że egoistycznie napiszę, czego chciałabym życzyć sobie na święta Bożego Narodzenia i na cały przyszły rok.
Zdrowie
Paradoksalnie skorzystam z oklepanego frazesu życzeniowego. Nie będę oryginalna, kiedy powiem, że zdrowie jest najważniejsze i bez niego niewiele się w życiu liczy. Przekonałam się o tym, gdyż w minionym roku zdiagnozowano u mnie dwie choroby, których na pierwszy rzut okiem nie widać, ale skutecznie uniemożliwiają mi realizację mojego największego marzenia. Życie z insulinoopornością i Hashimoto nie jest łatwe. Bardzo mnie te dwie choroby zaskoczyły i umęczyły. Przez nie szaleją moje hormony, a jak razem z nimi. Musiałam ograniczyć niektóre potrawy, by kontrolować przyrost wagi. I choć udało mi się zrzucić kilka kilogramów, to od pewnego czasu waga stoi w miejscu. Jako osoba, która na każdym kroku podkreśla, że nie umie żyć bez aktywności fizycznej, nadprogramowe kilogramy bardzo mi przeszkadzają. Może nie w codziennym funkcjonowaniu, ale niewątpliwie w podejmowanych aktywnościach. Chciałabym, żeby zdrowie na tyle mi dopisywało, żebym mogła zobaczyć mojego syna, jako pierwszoklasistę, dorastającego nastolatka, pełnego sprzeczności. Chciałabym, abym mogła poznać jego pierwszą miłość, leczyć złamane serce z powodu tego, że Kaśka wybrała Antka. Wspierać, kiedy zdecyduje się realizować swoje marzenia. Chciałabym być przy nim, wtedy gdy mnie będzie potrzebował. A do tego zdrowie jest niewątpliwie bardzo potrzebne.
Mniej konfliktów
Mam wybuchowy charakter. W jednej chwili coś działa na mnie jak czerwona płachta na byka i wtedy strasznie się wkurzam, by za pięć minut przemyśleć sprawę, że jednak to bardzo błahy powód do kłótni i już chcę żyć w zgodzie. Ale wtedy się okazuje, że mój uparty mąż strzelił focha i tak z głupich drobnostek powstają mega konflikty. Chciałabym, umieć poskromić moją wybuchową naturę, umieć panować nad nerwami, nad stresem, który zjada mnie od środka, a na zewnątrz objawia się w postaci jadu i prowokacji do awantur. Po każdej kłótni jest mi źle i przykro, że tak się stało. A jednocześnie wiem, jak mojego upartego męża trudno przeprosić. Ja ranię jego, bo z błahostki robię awanturę, a on rani mnie, bo czuje się urażony i tym samym nie daje się tak łatwo przeprosić. Chciałabym, żebyśmy umieli jedno zrozumieć, drugie i nie doprowadzać do kolejnych konfliktów, które tak naprawdę nic dobrego w naszą relację nie wnoszą. Chciałabym, umieć się czasem ugryźć w język i nie powiedzieć, tego co myślę krzycząc, ale postarać się powiedzieć to spokojniej.
Spokój ducha
Przeprowadzka nadszarpnęła nasze nerwy i portfele. Pierwszy raz, odkąd pamiętam musimy z mężem zaciskać pasa i oszczędzać. A z tą umiejętnością u mnie krucho. Mam tendencję do wydania kasy na bzdury. Muszę zacząć się kontrolować. Chciałabym, żebyśmy w nowym roku spłacili wszystkie długi i mogli wreszcie odetchnąć pełną piersią i cieszyć się nowym domem i rodzinnymi chwilami, które będziemy w nim spędzać. Chciałabym ze spokojem w sercu spoglądać w przyszłość i mieć poczucie równowagi i harmonii.
Więcej rodzinnych chwil
To życzenie, wiąże się nieubłaganie z poprzednim życzeniem – spokoju ducha. Niestety fakt, że musimy spłacić długi, powoduje, że mąż musi więcej pracować, a co za tym idzie spędza z nami mniej czasu. Ja również nie mam tyle czasu, co kiedyś. Prze to w ostatnim czasie spędzamy dosyć mało czasu razem. Co prawda staram się poświęcić cały swój wolny czas Jankowi, ale częściej spędzamy czas we dwoje niż we troje. Nawet wakacje spędziliśmy z Jankiem sami, bez taty. A przyznaję, że brakuje mi tych wspólnych wygłupów i beztroskiego nic nie robienia. Dlatego chciałabym, żebyśmy mieli więcej czasu dla siebie, żebyśmy razem mogli spędzać czas. Bo czas to najlepsze co możemy dać sobie nawzajem.
Realizacji maleńkiego marzenia
Mam w sercu małe, maleńkie marzenie. Nie mówię o nim głośno, choć kto czyta bloga, wie, o czym myślę. Chciałabym dać Jasiowi rodzeństwo, chciałabym, by miał brata lub siostrę. Chciałabym, gdy nas zabraknie, by miał bliską swojemu sercu osobę, z którą będzie mógł spotkać się podczas świąt lub będzie mógł zwrócić się z każdym problemem. Wiem, że między rodzeństwem różnie bywa i może być tak, że pokłócą się i nie będą chcieli ze sobą rozmawiać. Ale mam nadzieję, że jeśli uda mi się mieć jeszcze jedno dziecko, będą dla siebie wspierającymi się osobami i dzięki temu, żadne z nich nigdy nie będzie czuło się samotne.
A Wy? Czego życzycie sobie w te święta?