Ostatnio dużo się mówiło o emeryturach dla mam, które zostały w domu i wychowały co najmniej 4 dzieci. Już wiadomo, że od 2019 ta emerytura stanie się faktem. Nie wiem jak Wy, ale dla mnie to jawna niesprawiedliwość!

Żeby nie było podziwiam kobiety, które mają więcej niż dwoje dzieci. Z jednym dzieckiem często są problemy, a co tu mówić o dużej gromadce. O ile mam do nich wielki szacunek, nie mogę zgodzić się na to, co proponuje rząd. Dla mnie to jawne rozdawnictwo nic więcej. Pieniądze nie leżą na ulicy, bo gdyby tak było nie mielibyśmy rodzin żyjących w skrajnej nędzy. Jeśli państwo chce komuś coś dać, musi to wyjąć z kieszeni innych. Wystarczy po cichu zwiększyć podatek na jakieś usługi czy towary, dołożyć opłat przedsiębiorcom i pieniążki już się znajdą.
Nie oszukujmy się przez programy typu 500+ czy 300 na dobry start wszystko drożeje – gaz, prąd, jedzenie itd Owszem wielu osobom te programy pomagają, ale oprócz podwyżek wszystkiego dookoła, niech wzrosną wynagrodzenia dla tych co nic od państwa nie dostają. Bo jaka to jest sprawiedliwość, że ktoś mając 5 dzieci korzysta z MOPS i programów rządowych wyciągając ok. 5 tysięcy na czysto. A ktoś musi przecież na te świadczenia zapracować za 1600 zł miesięcznie?
Rozumiem, że kobiety zostając w domu, chcą w 100% poświęcić się rodzinie. Zajmowały się dziećmi, domem, by mąż mógł pracować i utrzymywać rodzinę. Jednak ile jest kobiet, które posiadając czwórkę dzieci łączyła wychowanie z pracą zawodową? Ile jest kobiet, które nie chciały być tylko na utrzymaniu męża/partnera, ale chciały zapewnić rodzinie godny byt, bez wyciągania ręki po socjal? Ile jest matek, które świetnie realizują się w macierzyństwie, ale chcą również realizować w pracy, doskonalić się i rozwijać? Czy tym kobietom należy się jedynie to, co sobie wypracowały?
A co z kobietami, które poświęciły się opiece nad dziećmi niepełnosprawnymi? A matki trójki dzieci, które poszły do pracy i nie zawsze miały czas przygotować obiadu, bo musiały być w pracy? Co z kobietami, które z różnych względów nie mogą/nie chcą mieć więcej dzieci – czy one są gorsze? Nic im się nie należy? Moja mama pracując 30 lat, ma wyliczoną emeryturę w wysokości 1500 zł.
Godziła pracę (swego czasu na dwóch etatach) z wychowaniem, co prawda,
dwójki dzieci. Osoby, które urodziły 4 dzieci dostaną 900 zł emerytury –
czy ktoś mi powie gdzie jest sprawiedliwość?
Nie chcę wypowiadać się na temat polityki, bo nie to jest głównym tematem bloga. Jednak to, co dzieje się ostatnio w naszym państwie powoduje, że nóż mi się w kieszeni otwiera. Niby państwo stawia na socjal, na wspomożenie tych biedniejszych, ale dlaczego przy tym dzieli społeczeństwo? Dlaczego państwo, wprowadza coraz to nowe dodatki, które powodują, że bardziej opłaca się zostać w domu niż iść do pracy? Jaki interes ma państwo w tym, aby kobieta siedziała w domu? Dlaczego kobiety zamiast pracować robią sobie z dzieci wymówkę? Dlaczego te, które połączyły wychowywanie dzieci z pracą zawodową mają zostać ukarane?
Mam wrażenie, że rządzący chcą sprowadzić kobiety do roli inkubatorów. Mamy rodzić dzieci i dostaniemy za to pieniądze. Już teraz wiele kobiet stwierdziło, że nie opłaca im się wracać na etat, bo biorąc 500+ na dwójkę dzieci i jeszcze jakieś zasiłki z MOPS mają prawie najniższą krajową. Sama znam dziewczynę, która powiedziała mi wprost „Co ty Ola, nie wracam do pracy. Odchowam dwójkę postaramy się o następne. Nie mam co się zabijać dla jakiegoś pracodawcy”. Niestety taka postawa nie jest odosobniona. Sorry, ale jeśli państwo nadal będzie rozdawało pieniądze, to właśnie taka postawa – robienia dzieci dla pieniędzy z socjalu – stanie się bardzo powszechnym zjawiskiem.
Wiem, że nie można każdej rodziny wielodzietnej nazywać patologią i jestem bardzo daleka od tego. Mam wielki szacunek do wielodzietnych rodzin, do tego jak ogarniają codzienność. Ale moje zdanie jest jedno – stać mnie na dużą rodzinę, to ją mam. Każdy sam, w zgodzie ze sobą, powinien zdecydować czy stać go na dużą rodzinę, czy jest w stanie ją utrzymać, z własnej pracy, a nie tylko i wyłącznie z pieniędzy od państwa. Owszem dodatki się przydają, ale podstawą domowego budżetu powinny być pieniądze z naszej pracy. Niestety rozdawnictwo nie prowadzi do niczego dobrego. Pogłębia tylko podziały społeczne.
Oczywiście znajdą się tacy, którzy powiedzą – masz jedno dziecko, więc zazdrościsz innym. Nie, nie zazdroszczę. Mam jedno dziecko, nie z własnego wyboru, nie przeskoczę natury i problemów ze zdrowiem.
Wróciłam do pracy, bo w sumie ją lubię, lubię pracować z ludźmi, lubię robić coś dla siebie. W trakcie rocznego siedzenia w domu, naprawdę dostawałam jobla od siedzenia w czterech ścianach i braku kontaktu z innymi, mimo że podejmowałam się różnych zleceń. Nie potrafię wysiedzieć w domu, więcej niż to konieczne. Taka moja natura.
Poza tym chciałabym, żeby za kilka lat mój syn mógł powiedzieć, moja mama to kobieta, która potrafiła zapewnić mi szczęśliwe dzieciństwo, spędzając ze mną czas, ale realizowała też siebie. Chcę, aby mój syn w przyszłości potrafił zrozumieć kobietę, która chce być matką i jednocześnie robić karierę.
Zresztą dzieci kiedyś dorosną, będą miały swoje życie. A co zostanie mamie siedzącej w domu? Życie życiem jej dzieci?