W piątek byliśmy z Jasiem na placu zabaw. To co tam zobaczyłam wywołało u mnie ból głowy! Chciałam stanąć i krzyknąć: Rodzice ogarnijcie się!

Plac zabaw, na którym byliśmy znajduje się w samych słońcu. Próżno na nim szukać kawałka cienia. Tak, więc gdy temperatura powietrza sięga 27 stopni, jest tam naprawdę upalnie. Obserwując moje bawiące się dziecko pot spływał mi po plecach. Sama żałowałam, że nie założyłam krótkich spodenek. A obserwując inne dzieci, zastanawiałam się, gdzie ci rodzice mają głowę.
Większość dzieci, w wieku Jasia, czyli 2-3 letnich ubrana była w długie spodnie i bluzy. Co poniektóre miały również czapki na uszach. Kiedy jeden chłopczyk spytał mamy czy może zdjąć czapkę, ta odpowiedziała mu, że nie, bo jest wiar i się przeziębi. No oczywiście, ciepły wiatr sprawi, że dziecko się rozchoruje, ale nie dlatego, że nie ma czapki, a dlatego, że dziecko jest PRZEGRZANE!
„Lepiej jest zmarznąć, niż się przegrzać” – głosi stare przysłowie. I rzeczywiście, łatwiej złapać infekcję, kiedy się spocimy, niż kiedy trochę wychłodzimy organizm. Nadmierne przegrzewanie znacznie obniża jego odporność, a jest to jeden z głównych błędów, który popełniają troskliwi rodzice.
Wciąż zastanawiam się skąd u naszym narodzie przekonanie, że dzieci muszą być cieplutko ubrane i lepiej nie przesadzać z za lekkim ubiorem milusińskich. Kiedy Jaś był młodszy i jeszcze spacerowaliśy w wózku, nie raz wiosną starsze panie zwracały mi uwagę, że nie jet przykryty kocem, nie ma czapki itp. Kiedy odpowiadałam im, że mu gorąco i dziękuję za radę, oburzone odchodziły, mamrocząc pod nosem o wszechwiedzących smarkulach. A ja wcale się za wszechwiedzącą nie uważam, po prostu intuicyjnie czuję, że z przegrzewania nic dobrego nie wyjdzie. Zresztą Jaś doskonale wiedział, kiedy jest mu za ciepło, bo jak leżał pod kocykiem, to potrafił płakać przez cały spacer, wystarczyło go odkryć i płacz przechodził jak ręką odjął.
Pamiętam, jak denerwowałam się na mamę, bo opatulała Jasia, robiąc z niego „człowieka kocyka”, bo przecież jest wiatr i może go zawiać, a on siedzi w wózku. Eh… robiła to z troski, nie zdając sobie sprawy, że szkodzi ukochanemu wnukowi.

Zastanawia mnie fakt, czemu rodzice sami siedzą na placu zabaw porozbierani, a dzieci ubrane są jakby na dworze było 10 stopni, a nie 27! Przecież dziecko na placu zabaw biega, skacze, wspina się, a więc naturalnym jest że się poci i jest mu cieplej, niż rodzicowi siedzącemu na ławce i patrzącemu w telefon. Skoro mnie jest gorąco, to jak gorąco musi być dziecku, będącemu w ciągłym ruchu.
Rodzice więcej zdrowego rozsądku. Ten post nie ma na celu, obrażanie kogokolwiek. Jestem daleka od wtrącania się w sprawy wychowania Waszych pociech. Wiem, że ubieracie dzieci cieplej z troski. Bo kiedy dziecko zachoruje, macie wyrzuty sumienia, że jego delikatny organizm zachorował, bo był za lekko ubrany. Ale pamiętajmy, że to pewien paradoks – chcemy chronić dziecko, a jednocześnie bardziej mu szkodzimy.
Jak ubierać dziecko, gdy jest ciepło na dworze:
- dziecko ubierajmy, tak jak siebie, skoro nam jest gorąco, to dziecku tym bardziej;
- leżące dziecko ubierajmy o jedną warstwę więcej;
- jeśli nie jesteś pewny czy dziecku nie jest za gorąco, dotknij jego karku – jeśli jest mokry to znaczy, że dziecko trzeba rozebrać;
- postaw na przewiewne ubranka w jasnych kolorach;
- nie zakładaj dziecku czapki na usz, jeśli jesteście w cieniu nawet niemowlak może spacerować z gołą głową; pamiętaj jednak żeby założyć czapkę, gdy będziecie wystawieni na działanie promieni słonecznych (postaw na czapkę z daszkiem lub chustkę na głowę)
Rodzice, rozbierzmy nasze dzieci! Przegrzanie to pierwszy krok do obniżenia odporności dziecka, gdyż organizm przegrzewany na co dzień nie będzie umiał odpowiednio zareagować w razie konieczności zareagowania na spadek temperatury – gdy przemarznie i potrzebne będzie szybkie wyrównanie temperatury ciała, nie poradzi sobie z tym. Troszczmy się o nasze dzieci, ale jak zawsze, niech umiar nam w tym pomaga!
Chociaż sama nie mam dzieci w pełni zgadzam się z Twoim wpisem. Ja do tej pory śmieję się, ze byłam "zimnym chowem", moi rodzice nigdy mnie nie przegrzewali, latałam bez skarpetek i czapeczek i choć chorowałam jak każde dziecko, winy nie zwalano na wiaterek 🙂 Rodzice zapominają, ze dziecko jest człowiekiem i skoro oni sami nie mają ochoty biegać w czapce wełnianej w czasie upału, to dziecko pewnie też nie ma na to chęci.
Zgadzam się w 100%!Dziecko to człowiek, któremu też jest gorąco i czasem trzeba tej dziecięcej intuicji zaufać!
Ja zauważam inna rozbieżność, zima najczęściej gdzieś w supermarketach. Dzieci poubierane jak na Antarktydę, kozaki, czapy, szale, grube kurtki i kombinezony. Czyli przegrzanie murowane. Potem bobas wychodzi z takiego pomieszczenia na mróz. Ani odporności ani jakiegoś zahartowania. Kolejki w przychodniach rosną. Dobre podejście, nie ma co przesadzać :).
Najważniejszy jest umiar. Nie wyobrażam sobie ubrać malucha po same oczy ,a samemu spacerować w lekkim stroju. Przegrzewając dziecko można zrobić więcej szkody niż pożytku.